wtorek, 14 sierpnia 2012

Niespodzianka

     Wszedłszy na posesję zobaczyła na podjeździe od garażu samochód rodziców, co świadczyło o tym, że na chwilę obecną, znajdują się w domu. Otworzywszy drzwi, Margaret beztrosko krzyknęła:
- Jestem!
Odpowiedzi nie dostała, usłyszała tyko kilkakrotnie powtarzające się echo. W domu, jak nigdy, panowała niesamowita cisza. Ruszyła w stronę lodówki, otworzyła ją, pomasowała brzuch i mlasnęła.
- Coś bym zjadła - odparła.
Wyjęła mleko, po zamknięciu drzwi od lodówki sięgnęła do szafki, wyjęła z niej miseczkę i płatki. Zagrzała mleko, wsypała płatki do miseczki, usiadła przy kuchennym stole i zaczęła spokojnie jeść. Ciekawe gdzie są jej rodzice, pomyślałam. Margaret po zjedzeniu odniosła naczynie do zmywarki.
- Negra, idziesz? - westchnęła.
Ruszyłam za nią. Doprowadziła mnie do swojego pokoju. Nacisnąwszy klamkę i otworzywszy szeroko drzwi, stanęła nieruchomo, zaparło jej dech w piersiach, a jej mina zbladła. Ujrzałam dużego psa, o pięknym umaszczeniu i mądrym spojrzeniu. Oczy miał koloru błękitnego, maść jego była rzadko spotykana: szara w czekoladowe łatki, gdzieniegdzie pojawiał się biały. Vanessa wręczyła Margaret czarną smycz. Pies pociągnął do mnie, obwąchał i odszedł. Usiadł na przeciwko Marg.
- O co chodzi? Z jakiej okazji? - Zaskoczona zadawała pytania z prędkością światła - Za co?
- Po prostu, - odezwał się Daniel - chcieliśmy razem z mamą uratować jakiegoś zwierzaka. Jednocześnie ciebie uszczęśliwić.
- Bardzo dziękuję - Margaret przytuliła oby dwoje rodziców jednocześnie.
Pies zaczął szczekać. Margaret go pogłaskała, a później odpięła smycz. Wszyscy zeszli na dół - do pokoju rodziców. My zostaliśmy tutaj samo. Pies zaczął chodzić jak szalony, obwąchiwał po kolei wszystkie kąty. Ja chodziłam za nim.
- Skąd jesteś? - spokojnie zapytałam
Odpowiedzi nie dostałam.
- O co ci chodzi? Dlaczego mnie olewasz? Nie widzisz, że za tobą chodzę?
- Hm - odwrócił się w moją stronę - w zasadzie to i ja nie wiem co się dzieję...
Nareszcie, pomyślałam.
- Co masz na myśli? Chodź do tamtego pokoju - wskazałam wzrokiem.
Szliśmy obok siebie. Przepuścił mnie w drzwiach. Widać, że zna się na dobrych manierach. Prawdziwy z niego gentelman, pomyślałam. Wskoczyłam na łóżko. On został na dole.
- No wskakuj. Na co czekasz? - ze zdziwieniem odparłam.
- Mogę? Naprawdę? Nic mi nie zrobią? - zawahał się.
- W żadnym wypadku - stanowczo zaprzeczyłam.
Wskoczył na łóżko. Usiadł bardzo blisko mnie, co przyprawiło mnie o dreszcze.
- Możesz mi teraz wszystko wytłumaczyć? - odezwałam się po minucie wpatrywania się w akwarium.
- Dziwnie tutaj - kontynuował - z ciasnego bosku, w którym były po trzy psy, przeniosłem się w wielki, zadbany dom. Widzę, że tutaj inaczej traktują czworonogów.
- Nie rozumiem. Skąd jesteś?
- Sam nie wiem. Wiem, że urodziłem się w tam i już tak było przez ostatnie parę lat. Przyzwyczaiłem się do takich warunków.
- A powiedz mi, czy mój nos mnie oszukuje, czy jesteś dominującym psem? - wzdrygnęłam się.
- Tam, nauczono mnie walki o jedzenie, suczki, terytorium. Być może stąd to moje nastawienie.
- Mam kolegę, Bohuna, który jest samcem... To pies chłopaka Margaret... Mam nadzieję, że mu nic nie zrobisz.
- Zobaczymy - mrugnął.
- Zobaczymy?!
- Samo z siebie to nie przyjdzie, jeżeli będę miał o co walczyć - zrobię to, bez najmniejszej skruchy - beztrosko odparł.
Ciekawe jak to się potoczy, pomyślałam. Mimo wszystko ich pierwszego spotkania, jako miłego spaceru obok siebie nie wyobrażałam.
- Powiedz mi jeszcze jedno, jak cię nazwali? - zapytałam z ciekawością.
- Tam, nazwali mnie Roco, ale myślę, że tutejsi zmienią mi imię.
Cały czas myślałam o tym, czy samce się polubią i jak będzie wyglądało ich pierwsze spotkanie.
- Widzę, że jeszcze mało wiesz o żywych organizmach, jakie mogą być okrutne - niespodziewanie się odezwał.
- Cóż - kontynuowałam - mam dopiero tylko dziewięć miesięcy, a żaden z organizmów nie wyrządził mi krzywdy.
- Rozumiem - spojrzał na mnie. - Pamiętaj tylko żeby nie być zbyt ufną do obcych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz