wtorek, 10 lipca 2012

Podejrzenie

     Gdy ujrzeli nasze pyski, momentalnie ich mina się uśmiechnęła. Wykonali parę kroków w naszą stronę, zapięli nas na smycz. Oni odchodząc, a my idąc w stronę furtki Nathan odwracał się co chwila, a w końcu z siebie wydusił:
- Dzisiaj o ósmej wieczorem, pamiętaj - puścił jej oczko - kochanie.
- Jasne - uśmiechnęła się.
Kiedy weszłyśmy na podwórko, z kuchni dobiegł głos zdenerwowanej mamy:
- Gdzie byłaś tak długo? - rzuciła pod wpływem nerwów szmatką o stół - Czekaliśmy na ciebie. Dlaczego nie odbierałaś komórki? - zmrużyła oczy.
- Komórki - włożyła prawą rękę, do prawej kieszeni, a następnie zbladła i krzyknęła - O nie!
- Co się - podniosła jedną brew - dzieje?
- Ech - ręka Margaret znalazła się na jej głowie, a po chwili, na bladym policzku popłynęła łza - zgubiłam...
- Co zgubiłaś?!
- Telefon.
- Jak to?!
- Zostawiłam go w parku na ławce, po tym, jak zrobiłam parę zdjęć psom... żebyś widziała jak ładnie obok siebie siedzieli. Ciekawe czy oni do siebie coś mówili.
Zrobiło mi się gorąco, automatycznie podniosła mi się adrenalina. Ona coś podejrzewa, to źle, nawet bardzo źle. W głowie krążyły mi przeróżne myśli. Miałam natychmiastową potrzebę spotkać się z Bohunem, powiedziałby mi wszystko, o co bym go zapytała.
Odezwała się niespodziewanie mama:
- Margaret, my wychodzimy. Idziesz z nami?
- Nie... Jestem już umówiona.
- Okej, a wychodzisz gdzieś?
- Tak, do parku z psem.
- Długo będziesz?
- Nie wiem, a wy gdzie jedziecie?
- To, to już tajemnica...
     Minęły trzy godziny, a na mojej szyi znalazła się obroża z zapiętą na niej smyczą. Marg założyła buty, a potem wyszłyśmy poza posesję.Szłam przodem, skręcając w lewą stronę, do paku, nagle Marg pociągnęła mnie w przeciwną stronę. Maszerowałam równo z nogą właścicielki, zatrzymałyśmy się przed ogrodzeniem, za nim była piękna zielona trawa i parę drzew. Wnet dobiegła do nas liczna sfora psów. Po dokładnym przeliczeniu było ich dwadzieścia trzy. Doszliśmy do grupki ludzi, stojących przy drzewie.
     Dziewczyna stojąca naprzeciw Margaret z kieszeni wyciągnęła żółtą, piszczącą piłkę. Nacisnęła piłkę tylko raz a wszystkie psy znajdowały się koło niej. Wpatrywały się z cierpliwością na kobietę, która wydała polecenie:
- Siad!
Wszystkie tyłki psów znalazły się na ziemi. Dziewczyna rzuciła piłkę dość daleko jak na swoją posturę, psy pobiegły, a ja... a ja jedyna zostałam z właścicielką. Margaret niejednokrotnie zachęcała mnie do pobiegnięcia za piłką ale bez rezultatów. W gruncie rzeczy wiedziałam, że nie przegonię dorosłych psów, ale i tak postanowiłam spróbować. Po kilku nieudanych próbach, chwili nie uwagi starszych kolegów żółta płka znalazła się w moim pysku, dumnie popędziłam do właściciela. Po paru minutach ganiania za piłką i dobiegł do mnie znajomy, potężny głos:
- Negra - zachichotał - co ty?
Rozejrzałam się dookoła, a potem zobaczyłam Bohuna. Pobiegłam się przywitać, szliśmy koło siebie, a wnet, przerywając ciszę Bohun rzekł:
- No, i jak tam?
- Hm - serce przyspieszyło tępa, gdy przypominałam sobie co się owe parę godzin stało - Marg chyba się domyśla...
- Czego?
- Tego, że my, psy umiemy rozmawiać.
- Ale nic nie powiedziałaś? Nie usłyszała cię?
- Nic z tego. Tylko trochę się zdenerwowałam. Na razie jest wszystko w porządku.
- To dobrze - uśmiechnął się.
Bohun biegał z nami za żółtą piłka. Kiedy wszystkie psy miały język na wierzchu, właściciele kazali nam się położyć w cieniu, a później dali nam wody.
- Paula, a ty się zaprezentujesz z Brosem? - odezwała się jedna, ze stojących w okręgu dziewczyn.
 - Jasne.
Blondynka wyjęła z plecaka frisbee. Podciągnęła kolano do siebie i zawołała psa. Bros odbił się od kolana i złapał talerz. Paulina rzuciła talerz w powietrze, Bros złapał je. Pokazywała jeszcze parę innych tików, na które już nie patrzyłam. Wszyscy bili brawa, Margaret była zaskoczona. Chciałabym też tak umieć, pomyślałam. Po niedługiej chwili , od zaczęcia pokazów, wszyscy ruszyliśmy w stronę zamkniętej furtki. Psy, łączeni ze mną znajdowały się na smyczy. Szliśmy gęsiego. Przekroczywszy furtkę poszliśmy w stronę domu. Nathan z Bohunem standardowo nas odprowadzili.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz