Obudziłam się ciepłego ranka. Wstałam z legowiska i przeciągnęłam się. Poczułam pustkę w brzuchu. Popędziłam w stronę miski, która stała nieopodal beżowej szafki. Zanurzyłam czubek nosa w misce. Bez chwili wahania zabrałam się za jedzenie smakowitej rzeczy. Jedząc zastanawiałam się dlaczego panuję tutaj taka cisza. Wyszłam na dwór się załatwić. Weszłam do salonu. Rozejrzałam się po kątach i usiadłam naprzeciwko telewizji, który był wyłączony. Wnet cała rodzina wyskoczyła z krzykiem: „STO LAT!”. Grad szczekał, a ja nie wiedziałam co mam robić. Wystraszyłam się, a ponieważ wyglądali dziwnie: na głowach mieli czapki, przypominające stożki, gwizdki w ustach, które pod wpływem nadmuchu powietrza się prostowały. Widząc uśmiech na ich twarzach zorientowałam się, że wszystko jest w porządku. Wszyscy mnie zaczęli głaskać. Margaret z kieszeni wyjęła jedną, malutką kość prasowaną, którą mi wręczyła. Przy dwóch naciskach mojej szczęki kość pękła na pół, spokojnie zabrałam się za jedzenie owej kostki. Kiedy zjadłam oblizałam się i wyszłam z pokoju.
- Negra! - zawołała Margaret z łazienki.
Prędem pogalopowałam w jej stronę, stanęłam na przeciw Marg. Koło dziewczyny znajdowało się jedno, zamknięte pudełko, a obok pudełka piętnasto kilogramowy worek karmy.
- Pewnie się domyślasz, że to właśnie dla ciebie - powiedziała Margaret z uśmiechem.
Sięgnęła do pudełka i kolejno wyjmowała: linkę z amortyzatorem, dwie obroże, trzy smycze wszelakiej długości, smycz automatyczna, kaganiec, szelki typu SLED do zaprzęgu, cztery miski i przeróżne smakołyki, z których byłam najbardziej zadowolona. Margaret podniosła kaganiec, obejrzała go i założyła na mój pysk. Był niewygodny, dlatego próbowałam sobie go zdjąć, jednak bez rezultatów. Stanęłam nieruchomo, patrząc mrocznie i złowrogo na Margaret.
- Pasuje ci, naprawdę jest dobrze dopasowany - odezwała się Margaret. - Daj ci go zdejmę, bo pewnie ci nie wygodnie.
Usłyszawszy dzwonek, wybiegłam do furtki, by ocenić sytuację. Widok był fantastyczny, to Nathan z Bohunem, który miał czerwoną torebkę w pysku ozdobioną kwiatkami. Margaret stanęła na schodach.
- Otwarte - krzyknęła.
Zaraz po wejściu na naszą posesję Bohun wręczył mi ową torebkę, której zawartość była bardzo atrakcyjna dla mojego nosa. Włożywszy nosa do torebki wyciągnęłam z niej kiełbasę, którą zaczęłam szybko jeść, w obawie, że Bohun mi ją odbierze.
- Co to jest? - zapytała Marg Nathana.
- Kiełbasa, specjalna dla psów - bezinteresownie odpowiedział.
Z uwagi na wcześniejsze starcie Bohun kontra Grand i w trosce o ich bezpieczeństwo Grand został zamknięty w pokoju Margaret. Nathan ze swoją dziewczyną weszli do środka, do domu, a ja z Bohunem zostaliśmy na dworze. Usiedliśmy koło jabłoni.
- Słuchaj mnie, Negro - zadrżałam. - Ponieważ są dzisiaj twoje pierwsze urodziny, życzę ci wszystkiego najlepszego - powiedział Bohun.
- Dziękuję - wtrąciłam się.
- Pamiętasz jak mówiłem ci, abyś nikomu nie powiedziała, że my, psy umiemy rozmawiać?
- Owszem, pamiętam.
- Jesteś już pełnoletnią suczką i musisz o czymś wiedzieć, o czym dowiaduje się każdy pies... Z pośród swojej rodziny, musisz wybrać sobie jedną, zaufaną osobę - chyba, że takiej nie masz - która będzie dla ciebie bardzo ważna, w porównaniu do innych osobników, której powiesz, że my, psy umiemy rozmawiać.
–
Co?! - skrzywiłam się.
–
Wiem, ciężko ci to
zrozumieć, ale uwierz, że każdemu szczeniakowi mówi się tą
samą wersję, czyli o badaniach.
– Jej, nie
wiedziałam, że taki jest tego koniec. Jestem zaskoczona,
naprawdę..
–
Nie martw się, nie
tylko ty – tylko każdy pies, który kończy rok i dowiaduję się
tego od kolegów i też miałem taką minę jak ty.
–
Okej. Powiedz mi
jeszcze, jak mam jej to powiedzieć?
–
Najlepiej jak będziecie
same w domu, możesz się niespodziewanie odezwać.
–
Spróbuję.
–
Trzymam kciuki, w każdym
bądź razie.
Nie
musiałam siedzieć nad tym długo, by widzieć kto będzie tą
osobą, której wydam psią tajemnicę...
Parę dni po przyjęciu
urodzinowym Margaret ze mną została sama w domu, ponieważ rodzice pojechali na
zakupy do marketu. Usiadłyśmy razem na kanapie, ona oglądała
film, a ja rozglądałam się po całym pokoju. Siedziałam u jej
lewego boku, głaskała mnie lewą ręką, a w prawej miała pilota,
którym przełączała jeden program po drugim. Nie mogła się
zdecydować na jeden kanał.
–
Boże święty. Nie ma
nic w tej telewizji. Co ja mam oglądać? - zapytała zrezygnowana
dziewczyna.
Sądziłam,
że będzie to najlepszy moment na wydanie naszego psiego sekretu.
–
Może przełącz na
dwójkę? - powiedziałam.
Momentalnie
się zdenerwowałam.
–
Mama? - zapytała
Margaret.
–
Nie, to ja, twoja Negra
– uśmiechnęłam się.
–
Negra? To ty... wy...?
Umiesz mówić?... - szeroko otworzyła usta i oczy ze zdziwienia.
–
Od dzisiaj będę twoją
najlepszą z najlepszych przyjaciółek. Nie tylko będę cię mogła
słuchać, ale i też dać dobre rady – odparłam dumnie.
–
Matko, nie wierzę.
Psy... umieją... mówić...
–
Pamiętaj jednak tylko,
że nikt nie może się o tym dowiedzieć. Nie wchodź w ten temat
najlepiej z nikim. Jeżeli zależy ci na moim dobru.
–
Rozumiem. Będę trzymać
język za zębami – obiecała.
Cóż,
muszę przyznać, że nie wiedziałam, że będzie mi się tak
fantastycznie rozmawiać z Marg. Długie, niekończące się tematy
. Wnet nastąpił przełom:
–
Każdy pies umie mówić?
- ciekawie zapytała?
Zawahałam
się z udzieleniem odpowiedzi wiedząc, że każdy popełniony błąd
w słowie może kosztować mnie życiem.
–
Może porozmawiamy o ty
później? - zmieniłam temat.
Skinęła
głową.
–
Pamiętaj, że masz nie
w chodzić w ten temat nawet z najbliższymi.
Znów
skinienie.