piątek, 11 maja 2012

Narodziny

     Było wilgotno i głucho... Całkiem jak w tutejszym parku nocą. Poczułam tylko wilgotny język mojej mamy, a potem już tylko odruchowo pociągnęłam pierś, z której wydobywało się mleko. Poszłam spać. Obudziwszy się, przepełzałam w stronę najbardziej jasną... i wtedy... i wtedy poczułam, że zębami zostałam chwycona za kark oraz podniesiona. Byłam oszołomiona, polegałam tylko na węchu, ponieważ inne .... były nieczynne, jednak sam węch nic mi nie podpowiadał. Zaczęłam wierzgać, dezorientacja spowodowała strach, a z tym niosło się skomlenie. Poczułam ląd pod brzuchem, momentalnie się uspokoiłam.
Powoli, powoli niewyraźnie do mojego mózgu zaczęły dobiegać różne bodźce takie jak dziwne obrazy bądź przeróżne dźwięki. Nie byłam pewna co to takiego, ponieważ były bardzo nie wyraźne. Poruszałam się już na kończynach, które do tego służyły. Pamiętam mocne światło bijące w moje oczy. Blask wydobywał się z czarnego pudełka, które również pozostawało, jak wszystko inne, pod znakiem zapytania, albowiem nie rozumiałam nic co się ze mną dzieje. Może to zemsta, pomyślałam.
      Z dnia na dzień widziałam i słyszałam coraz wyraźniej. Ssanie matczynej piersi było rozluźniające. Jednak dziś rano, mojej mamy przy mnie nie było. Coś nabroiłam, pomyślałam. Wnet pochyliła się nade mną pani i położyła naczynie na podłodze, było przezroczyste, a w środku widniała biała ciecz. Człowiek wziął mnie na ręce, postawił przy naczyniu i cisnął końcówkę pyszczka do cieczy. Odruch ssania spowodował, że się zakrztusiłam. Usłyszałam niewyraźnie miły głos:
- Pij mleko, będziesz wielka.
Dowiedziałam się, że to co piję to mleko. Było smaczne. Pod napełnieniu żołądka, położyłam się spać, a gdy obudziłam się czekała mnie nietypowa niespodzianka. Bowiem poznanie świata na zewnątrz. Uchyliła się bramka, rodzeństwo szalenie wybiegło. Ja jednak dostojnym krokiem z podniesioną głową opuściłam kojec i wyszłam na dwór, a potem zachowywałam się jak niesforny szczeniak - przewracałam krzesła, gryzłam nogę od stołu, skakałam na grilla, spowodowało to jego upadek. Podczas taranowania podwórka doszła do mnie mama, złapała za kark i  przycisnęła do podłoża następnie ostrzegawczo warknęła. Powtórzyła tę czynność dwa razy. Jednak bez rezultatów. Chwyciła mnie bowiem za kark i przycisnęła do podłogi, ale tym razem mocniej. Znudzona poszłam na kocyk, położyłam się i oddychając świeżym powietrzem rozmyślałam nad przyszłością. Uświadomiłam sobie, że w wieku dwóch miesięcy będę musiała opuścić mój rodowity dom. Przywiązałam się do tego miejsca i nie chciałam go stracić. Nie byłam pewna, że trafię do kochającej mnie rodziny. Było możliwe, że trafię do kojca lub na łańcuch, a tego to żaden pies by nie chciał. Mimo, że mój wzrok i słuch nie był na tyle ostry, by wyłapać wszystkie bodźce z otoczenia to przypodobało mi się to miejsce i nie chciałam go opuszczać.
      Parę tygodni później, jak codziennie rano dostaliśmy jedzenie. Z gracją podeszłam do swojej piski, powąchałam, i odruchowo wepchnęłam język w naczynie. Zdziwiona schowałam język. Jedzenie było twarde i suche. Nie dało się go nabrać językiem. Podniosłam jedną brew z zaskoczenia. Byłam głodna, więc nie gardziłam niczym. Wiedziałam, że to co jest w moim kennelu nie zaszkodzi zdrowiu. Nie wybrzydzając szybko zabrałam się za jedzenie posiłku.
      Miałam już niespełna sześć tygodni. Widziałam i słyszałam już prawie idealnie, rosłam jak na drożdżach. Zorientowałam się, że wszyscy jesteśmy rudego koloru, nawet nasza mama. Niektórzy mieli małe, białe znaczenia na rudym futrze. Kiedy nauczyłam się liczyć, dotarło do mnie, że jest nas dziewięcioro razem z mamą.  W mgnieniu oka, miałam już osiem tygodni, czyli czas najwyższy według ludzi na pojechanie do nowego domu. Jakoś ten pomysł nie za bardzo przypadł mi do gustu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz